2023-12-24

Komercyjny bożek

     Ponad dwa miesiące na przełomie każdego roku celebrujemy w szkołach, domach handlowych i na oficjalnych nasiadówkach poważnych gremiów tak zwane „mikołajki” nieświadomi faktu, że oto bijemy pokłony komercjalnemu bożkowi, który z osobą świętego biskupa z Miry nie ma nic wspólnego.

     Świętego Mikołaja takim, jakim go oglądamy, wymyślił w początkach XX wieku Clement A. Moore, który opisał go jako miłego dziadka, trochę grubawego, podróżującego saniami zaprzęgniętymi w osiem reniferów. W ten sposób narodziła się tradycja baśniowego dziadka z Laponii, wypromowana na dużą skalę w latach dwudziestych i trzydziestych XX w. w USA przez koncern Coca Cola. To na jego zlecenie amerykański artysta, Fred Mizena stworzył w 1930 roku  obecny jego wizerunek: czerwony płaszcz i czapkę oraz białe włosy i brodę (kolory Coca Coli).

     Tymczasem dawny święty Mikołaj zniknął z naszej tradycji, choć o jego niezwykłych uczynkach i cnotach do dziś krąży wiele legend i opowieści.

*

     Dawno, bardzo dawno temu pewien człowiek, który popadł w nędzę, postanowił sprzedać swoje trzy córki do domu publicznego. Gdy jego biskup dowiedział się o tym, nocą wlazł na dach jego nędznej chałupy i przez komin wrzucił trzy sakiewki z pieniędzmi. Wpadły one do pończoch i trzewiczków, które owe córki umieściły przy kominku dla wysuszenia.

     Działo się to daleko stąd, na śródziemnomorskim wybrzeżu dzisiejszej Turcji, w miejscowości o wdzięcznej nazwie Mira, a biskup ów to nasz poczciwy św. Mikołaj, o którym historycznie sprawdzonych faktów nie ma prawie wcale.

     Urodził się prawdopodobnie około 1270 roku i od dziecka wykazywał się cechami szczególnymi. Jako niemowlę był tak wstrzemięźliwy, że ssał mleko matki tylko w środy i piątki.

     Jako młodzian kształcił się na kleryka i od razu w dziwacznych okolicznościach został biskupem Miry. Miejscowi duchowni męczyli się przez całą noc nad wyborem nowego biskupa. Bezskutecznie. Kandydatury upadały, pomysły się wyczerpywały. Wreszcie jeden z nich zaproponował oryginalne rozwiązanie. Biskupem zostanie ten, kto jako pierwszy przybędzie o świcie do świątyni. Traf chciał, że Mikołaj przechodził akurat w pobliżu i jako pierwszy tego dnia wszedł do kościoła. Takiego awansu się nie spodziewał, ale nominacje przyjął.

     Wsławił się potem jako obrońca biednych i uciśnionych. Zapraszał ponoć do swego stołu żebraków, dzieląc się chętnie swoim majątkiem. Był cudotwórcą. Udało mu się nawet przywrócić do życia i obsypać prezentami trójkę dzieci, które zabił zły drwal i ukrył w beczce. 

     Prawdziwą karierę zrobił Mikołaj po śmierci. Stał się patronem dzieci i panien na wydaniu, więźniów prowadzonych na stracenie, żeglarzy, literatów, piekarzy, pasterzy, kupców, został patronem Grecji i carskiej Rosji. Jego relikwie kupcy włoscy wykradli po opanowaniu Miry przez Arabów w 1087 r. i przywieźli do Bari.

     W średniowieczu należał do najpopularniejszych świętych także w Polsce, a najstarsze parafie, także w naszym regionie ( Ujście, Krostkowo), noszą do dziś jego imię.

     Zwyczaj przynoszenia prezentów przez Mikołaja sięga tradycjami szkoły średniowiecznej. Wówczas to, 6 grudnia, wybierano spośród uczniów biskupa, przybierano w szaty i podążano za nim w swoistej procesji, podczas której zbierano datki. Tradycja ta nakazywała Świętemu Mikołajowi rozdawać prezenty, ale i wymierzać kary. 5 grudnia wypytywał Mikołaj nauczycieli o zachowanie ich podopiecznych i 6 grudnia wracał z podarunkami, bądź rózgą.

     W XX wieku nastąpił upadek kultu biskupa z Miry. Surowa komisja papieska, która w czasie pontyfikatu Pawła VI dokonała weryfikacji świętych, nie oszczędziła także św. Mikołaja i skreśliła go z rejestru świętych razem z innymi, o których nie zachowały się wiarygodne przekazy.

*

     Dzisiaj, ze względów komercyjnych, św. Mikołaj został zawłaszczony przez handlowców, a okres wręczania prezentów rozciągnął się od imienin Mikołaja do Nowego Roku, a nawet jeszcze wcześniej i jeszcze dłużej. Nazwał siebie Santa Claus, aby wykorzenić wśród chrześcijan pamięć o świętym biskupie z Miry i zabić w nich potrzebę miłosierdzia. Tysiące Santa Claus’ów w czerwonych kubrakach chodzi po ulicach naszych miast i nieustannie zachęca do kupowania. Tymczasem biskup z Miry uczył nie tylko brać prezenty, lecz dawać dobre dary potrzebującym. Uczył mieć oczy i ręce szeroko otwarte na biedę i nędzę.

     Ale takiego świętego Mikołaja już nie ma.

Zbigniew Noska